Znów dała o sobie znać bezwstydna ignorancja (jak można pisać do gazety niewiele wiedząc?) „specjalisty od spraw wschodnich” w „Rzeczypospolitej” – Piotra Kościńskiego.
W artykule pt. „Groźna mniejszość” (nr 208, s. 11) postawił on groźną tezę, że „tam, gdzie żyją Rosjanie może dojść do ingerencji Moskwy”.
Teza tyleż spektakularna, co prostacka, bo Rosjanie Rosjanom nie równi i nie wszyscy, nawet żyjący w większych wspólnotach poza granicą chcą odwoływać się do Moskwy. Dość znaczny procent Rosjan, i to nie tylko paryskich czy holenderskich, to kosmopolici bądź zasymilowani z narodami, z którymi w różnych państwach od wieków bądź dziesiątek lat mieszkają. Ich rosyjskość sprowadza się w zasadzie do kultywowania języka i kultury oraz więzów z krewnymi mieszkającymi w Rosji. (Rosjanie wbrew pozorom są bardzo rodzinni). W wielu przypadkach nie utożsamiają się oni z mniej lub bardziej imperialną polityką kolejnych odsłon moskiewskiej władzy. Dowodem na to może być konflikt o pomnik Brązowego Sołdata w Rewlu na początku 2008 roku. Estońscy Rosjanie wcale nie wezwali na pomoc swych pobrtyńców zza Narwy i Pejpusa, tylko sami ów problem rozwiązali. Bo inflanccy Rosjanie w pierwszym rzędzie należą do tych, którzy chcą być jak najdalej od Moskwy i dobrze im „u nas, ale za granicą”, jak od XIX wieku w Imperium Rosyjskim określało się Inflanty. Tym bardziej, że istotny ich trzon zamieszkuje tę krainę od wieków, a są to staroprawosławni zasiedlający Inflanty od połowy XVII wieku („Świat Inflant” 2008, nr 9, s. 1-4) i traktowani są tam jako miejscowa grupa etno-religijna. Ich wyznanie zostało zaliczone przez Estonię, Litwę i Łotwę do religii tradycyjnych , godnych konkordatu. Na Litwie strobrzędowców jest 40.000, na Łotwie 70.000, a w Estonii 10.000. Nawet ci Rosjanie, którzy przybyli na Inflanty po 1940 roku i wielu z nich cierpi z powodu statusu bezpaństwowców ( nie ma racji P. Kościński, że to tylko kwestia nieznajomości któregoś z bałtyjskich czy bałto-fińskich języków; to także opór dumy narodowej, która nie tylko inflanckim Rosjanom, ale też Polakom, Białorusinom i Ukraińcom nie pozwala poddać się egzaminowi kwalifikacyjnemu „na obywatelstwo”), ale mimo wszystko nie chcą wyjechać do Rosji. Poza tym trzeba wiedzieć, że na Inflantach część kategorii „Rosjan” to tylko ludność rosyjskojęzyczna, w tym z rodzin mieszanych narodowościowo i bardzo wielu Polaków, Białorusinów i Ukraińców mówi tam na co dzień po rosyjsku. Oni naprawdę nie chcą panowania Moskwy. Nie pociągają ich moskiewskie oferty ani nie odstraszają inflanckie naciski.
Stwierdzenie „wybitnego specjalisty od spraw wschodnich”, iż 28- procentowa estońska ludność rosyjskojęzyczna „może zechce odłączyć się od tego kraju” jest zabawne. Podyktowane wolnościowymi ciągotami tamtejszych Rosjan, (wbrew publicystycznemu schematowi jest to naród jak większość Słowian, o wyrazistym poczuciu wolności), ale też swoistym poczuciem humoru proklamowanie Estońskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej w dwóch estońskich gospodarstwach rolnych jest tylko wesołym humbugiem.
- Kościński gestem J.W. Stalina, nonszalancko kreślącego po mapach, zaznaczył na czerwono te inflanckie obszary, na których „Rosjanie stanowią spory odsetek mieszkańców”.
Są to według niego wschodnie regiony Estonii i Łotwy W tym stwierdzeniu tkwi oczywiście tylko część prawdy, bowiem zarówno południowo-wschodnia część Estonii jak i północno-wschodnia część Łotwy nie podlegają tej kwalifikacji. Tam Rosjan jest stosunkowo mało.
„Wybitny specjalista” opuścił oczywiście Rewel (Tallinn) ze znaczącym odsetkiem Rosjan i jakoś cudem udało się mu zaznaczyć Rygę, w której Rosjanie stanowią ponad 45 procent ludności, a Łotysze 40 procent, choć niektórzy twierdzą, że tych pierwszych, jest nieco więcej. Ta „niepokojąca mapa sił odśrodkowych” na Inflantach opuszcza natomiast najbardziej zrusyfikowany teren powiatu dyneburskiego (60 procent Rosjan) oraz ważne portowe miasta na zachodzie Łotwy , w których struktura ludnościowa podobna jest do ryskiej (Windawa, Lipawa, Jurmała), a także Mitawę (Jelgava), Jakubowo (Jēkabpils), . Kirchholm (Salaspils), Ogre, Rzeżyca (Rēzekne), Wielony (Viļāni), Prele (Preļi), Liwany (Līvani). Najbardziej zrusyfikowanym miastem jest północno -widzemskieaSeda (2.000 mieszkańców, z tego 65 procent Rosjan a 15 procent Łotyszy), dla której oczywiście zabrakło miejsca na mapie P. Kościńskiego.
Jako ciekawostkę, warto wymienić gminę Kapłava (Kaplava) z powiatu krasławskiego, w której utrzymuje się równoważny podział na „cztery” między czterema najważniejszymi nacjami w wielonarodowościowej (sic!, uwaga na przyszłość , panie Kościński!) Łotwie: 27,7 % Białorusinów, 24,3 % Polaków, 23,1 % Rosjan, 22,3 % Łotyszy.
Reasumując, teza o zamieszkałych przez Rosjan wschodnich regionach Inflant jest w znacznym stopniu nieprawdziwa, a już na pewno w propagandowym haśle P. Kościńskiego o chęci odłączenia się od obecnych państw. Tereny te od niemal czterech wieków w sposób dość zwarty zamieszkują znaturalizowani już starowiercy i ludność pokołchozowa, której nie stać raczej na iredentę. Rosjanie jako sprawni kolonizatorzy okupowali natomiast głównie duże ośrodki miejskie i centra przemysłowe, choćby wymienić – oprócz wspomnianych już uprzednio- zagłębie bitumiczne w Kohtla- Järve w Estonii, Sedę na Łotwie czy elektrownię atomową w Wisaginie na Litwie.
Porty i inne ośrodki gospodarcze o liczącej się obecności Rosjan rozmieszczone są na całym terytorium Inflant. Tam ewentualnie można spodziewać się zaburzeń, choć jest to raczej wątpliwe, bowiem inflanckim Rosjanom dobrze powodzi się na Inflantach.
Na zdjęciu: Jeden z wielu ośrodków kultury rosyjskiej w polskim historycznym mieście Dyneburg-Rosyjski Dom (Krieva Māja) przy Tautas iela 11.
Stefan Pastuszewski