Każdy naród toczący spór ze swoimi sąsiadami ma wyróżnione kierunki wykorzystywane w różnych symbolicznych akcjach. Dotyczy to szczególnie pomników, które same w sobie są symbolami, a na dodatek trzeba je jakoś usytuować w przestrzeni.
Na wrażą stronę, czyli na południowy-zachód, trąbi triumfalnie Anioł Wolności w Olicie (Alytus) na Litwie. Stanął on w 1928 roku (dziesięciolecie niepodległości Litwy), na wysokim cokole ze znakiem miecza przechodzącego w pra-indoeuropejski znak słońca, a wyrzeźbił go Antanas Aleksandravičius. Wykonana z brązu figura została w 1934 roku ugodzona przez piorun, w wyniku czego spadła na ziemię, co nieliczni oliccy Polacy potraktowali jako karę Bożą za litewską pychę. Cieszyli się oni także wtedy, gdy sowieci w 1956 roku ze względów politycznych odebrali aniołowi trąbę, choć całego pomnika nie rozebrali. Pomnik ostatecznie odrestaurowano w 1991 roku i stanowi on nieliczną atrakcją w tym 70-tysięcznym nadniemeńskim, mocno zmodernizowanym grodzie.
Odpowiednik olickiego skrzydlaka dłuta Romasa Vilčiauskasa ,odsłonięty w 2002 roku na wileńskim Zarzeczu (Užupis), jest już jednak niepatriotyczny, jako że to podobno dzielnica swobodnych artystów. Ich anioł radośnie dmie w róg, kierując go w stronę Kowna, a nie Warszawy.
W mieście tym jednak na Placu Jedności (Vienybė aikštė) anioł ze sztandarem i zerwanymi kajdanami, ale też z pięknymi kobiecymi piersiami (w ogóle wszystkie litewskie anioły są żeńskiego rodzaju, wszak Lietuva to pani), pochodzący z 1928 roku z pracowni Juozasa Zikarasa (1881-1944), dumę swą Polakom objawia, wprost w oczy im patrząc, przez nie tak znów odległą granicę (100 kilometrów).
Zasępiony Wielki Książę Witold (ok.1350-1430) w Birsztanach (Birštonas) też spogląda w naszym kierunku. Jego odpowiednik z pamiętnego 1928 roku w Kownie (Kaunas) dłuta Vincasa Grybasa (1890-1941) przy Alei Wolności (Laisvės alėja) również na polską stronę patrzy, oparty o miecz. U stóp dumnego zwycięzcy schylają się cztery alegoryczne postacie pokonanych: Rusin (Witold do WKL przyłączył Kijów i Ziemię Smoleńską w 1395 roku), Tatar (Wielki Książę zdobył też Krym), niemiecki Krzyżak (zwycięstwo pod Grunwaldem) i Polak. Ten ostatni ma miecz schowany w pochwie, co oznacza, że nie był wrogiem, ale za to trzyma się za twarz. W ten sposób rzeźbiarz chciał pokazać, że przygotowywana koronacja Witolda i usamodzielnienie się Wielkiego Księstwa Litewskiego były policzkiem dla Korony.
Ewidentnie antypolski jest, skądinąd artystycznie znakomity, impresyjno-ekspresjonistyczny alegoryczny pomnik Żmudzina w Rosieniach (Raseiniai). Nie kto inny tylko Vincas Grybas wyrzeźbił postać żmudzkiego wieśniaka dynamicznie kroczącego z wyciągniętą prawą ręką w kierunku polskiej granicy. Na jednym z reliefów na cokole wyobrażony jest litewski żołnierz tnący szablą, polskiego orła, którego schwycił za gardło (1920). Jest to jakby kontynuacja narracji z roku 1918…(znamienne trzy kropki określające kontynuację). W wówczas to Litwin zobaczył, że polskie orły gonią Pogoń, odrzucił łopatę i złapał za karabin. Napis na pomniku brzmi: „Wieczna straż i ciągłe szczęście niepodległości”.
Wybitny rzeźbiarz V. Grybas tworzył w okresie wielkiego napięcia między Polską a Litwą. Przyczyną nieporozumień było oczywiście Wilno (Vilnius). Miasto to od roku 1918 do 1922 zmieniało sześciokrotnie przynależność państwową. Po dwukrotnej okupacji przez Armię Czerwoną w październiku 1920 Polacy zdobyli gród Gedymina i utworzyli Litwę Środkową, której ludność opowiedziała się w referendum w 1922 roku za przynależnością do Polski. Skutkiem tej, koronkowo przygotowanej operacji, były długo utrzymujące się spory pomiędzy Polską a Litwą. Dla Litwinów Wilno pozostało w okresie międzywojennym faktyczną (de jure) stolicą, a Kowno nazywali „stolicą wbrew woli”. Do roku 1938 nie utrzymywano stosunków dyplomatycznych pomiędzy obydwoma państwami, a we wszystkich litewskich paszportach istniała adnotacja, że są one ważne na tous les pays, la Pologne axceptée (na wszystkie kraje z wyjątkiem Polski. Wzajemne oskarżanie się i obrażanie było bardzo powszechne w okresie międzywojennym XX wieku, co precyzyjnie udowodnił Krzysztof Buchowski w opracowaniu „Litwomani i polonizatorzy”. Polacy Litwę nazywali karzełkiem, a Litwini Polskę-wszą.
Nie chcę wyjść na przewrażliwionego, ale ostrze miecza Wielkiego Księcia Gedymina (1275-1341) na pomniku z 1996 roku według projektu Vytautasa Kašuby na Placu Katedralnym (Katedros aikštė) w Wilnie też zdaje się być skierowane w kierunku Polski. Na nas też groźnie spogląda król Mendog (ok. 1200-1263) z zaprojektowanego przez Regimantasa Midvikisa pomnika, odsłoniętego 6 lipca 2003 roku przed litewskim Muzeum Narodowym (Lietuvos Nacionalinis Muziejus) przy ul. Tadeusza Wróblewskiego (Tādasa Vrublevskio gatvė).
Wszystko to wydaje się nie być przypadkiem. Kierunkiem wyróżnionym w chrześcijaństwie jest wschód, a tu nagle owi wodzowie uważnie lustrują południe i kierunki doń zbliżone, czyli tam właśnie gdzie Polska leży. Względy estetyczno krajobrazowe sugerują, aby konny Witold w Birsztanach spoglądał na, przepięknie u jego stóp meandrujący Niemen, a on… odwrócił się do niego plecami, zaś jego koń- ogonem. Przypadek?
6 lipca 1975 roku przy ujściu rzeki Łaukiesy (Laucese) do Dźwiny (Daugava) w lewobrzeżnej dzielnicy łotewskiego Dyneburga (Daugavpils) odsłonięto pomnik według projektu rzeźbiarza Indulisa Folkmanisa. Odlany w brązie „przez robotników Leningradu” miał uwiecznić obronę czerwonego Dźwińska w ciągu 127 dni i nocy 1920 roku przed nacierającym wrogami rewolucji. Owymi wrogami było 30.000 polskich żołnierzy, którzy wraz z 10.000 żołnierzy łotewskich pod wodzą gen. E. Rydza-Śmigłego pospieszyli, wybijającej się na niepodległość Łotwie, z pomocą. 3 stycznia 1920 roku 1 i 2 Dywizja Piechoty Legionów sforsowała Dźwinę i zdobyła Dyneburg.
W ceremonii odsłonięcia monumentu uczestniczyli: pierwszy sekretarz Komunistycznej Partii Łotwy A. Woss i pierwszy sekretarz Dyneburskiego Miejskiego Komitetu KPŁ. I. Moisiejew. „Siedmiometrowa brązowa postać czerwonoarmisty, który z krzykiem «Hurra!» wzniósł się do ataku. Ponad jego głową – czerwony sztandar” – pisała nazajutrz, wychodząca w Rydze gazeta „Sowietskaja Łatwija” (nr 156).
Gazeta ta już nie wychodzi, Łotwa nie jest już sowiecka, a pomnik bohaterskiego czerwono-armisty nadal stoi. Wyciągnięta prawa dłoń bojowca mówi Polakom „Niet”, albo nawet „Dołoj”. I to przybywającym z południa, bo tak właśnie do Dyneburga się wyjeżdża. Całe szczęście, że niezmienione jeszcze sowieckie rozwiązanie komunikacyjne tak komplikuje korzystanie z mostu przez Dźwinę, iż dojeżdżając do miasta pomnika się raczej nie widzi, a wyjeżdżając – ma się go za plecami. Inna rzecz, że ofensywa wojsk polskich pod kryptonimem „Zima” w pierwszym zamyśle miała na celu odzyskanie Łatgalii, ale dopiero kiedy wersalczycy powiedzieli „nie”, to zamieniła się w walkę „za naszą i waszą wolność” („Świat Inflant” 2007, nr 4, s. 2-3).
Swoistym antypolskim pomnikiem (pomnij, czyli pamiętać) jest w ustach Inflantczyków słowo pan, pany. Nigdy nie zapomnę jadu sączącego się z tego słowa w ustach pewnej Łotyszki z Jakubowa (Jēkabpils), tak właśnie reagującej na moje, niestety wielkopańskie zachowanie. Wstyd po dziś dzień pali mi policzki. Wielu inflanckich cicerone, opisując pałace i dwory, szydzi z pańskości ich właścicieli, opowiadając, często niewybredne, anegdoty. Szczególnie na Białorusi nie ma co pytać się o drogę do pałacu; wystarczy powiedzieć: pański dom, a nawet dziecko taką drogę wskażę.
– „Różnice między nami polegają na tym, że jesteśmy mniejszym narodem-wyjaśnia prezydent Litwy Dalia Grybauskaitė. – A mniejsze narody bardziej drażliwie reagują na kwestie związane z własną tożsamością, zdecydowaniej próbują się bronić przed obcymi wpływami i dlatego może czasem są mniej tolerancyjne. Tu chodzi o wpływy w kulturze, języku, a ostatnio w gospodarce…”
Popsuło się także ostatnio w polityce między Rzeczypospolitą a Inflantami, choć na dobrą sprawę nigdy nie była to polityka spójna i to, niestety za sprawą Polski. Nie obroniliśmy przed atakami pazernych Francuzów, którzy chcą na Litwie wybudować „atomówkę” według swojej receptury, elektrowni atomowej w litewskiej Wisaginii (ostatni reaktor wygaszono 31 grudnia 2009 roku) mimo, że byłoby to dla nas korzystne (prąd z „nieekologicznej” elektrowni położonej nie u nas). Wdaliśmy się w bezsensowne spory z Białorusią o grupkę „zawodowych” Polaków („Świat Inflant” 2010, nr 8, s. 6-7), a prezydent B. Komorowski zamiast pierwsze kroki po zaprzysiężeniu skierować do Wilna, tłumacząc to choćby rodzinnym sentymentem, pojedzie z pokłonami do Brukseli, Berlina i Paryża.
Nic też dziwnego, że w takiej sytuacji obecna wolność słowa i… rysunku dała pole do popisu różnym narwańcom i cwaniakom.
Na Poczcie Głównej w Wilnie przy alei Gedymina 7 (Gedymino prospektas) sprzedawano w 2009 roku koperty z antypolskim nadrukiem. J. Stalin, A. Hitler i J. Piłsudski. Według autora tych całostek, zaprojektowanych przez Antano Rimanto Šakalio (pseudonim?!) byli oni „wielkimi organizatorami ludobójstwa narodu litewskiego”. Napis tej treści towarzyszy rysunkowi półprofili trzech przywódców, wzorowanym na słynnej sowieckiej grafice- półprofili Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina, często powtarzanej na znaczkach pocztowych całego obozu komunistycznego. Na innych kopertach zawarte są oskarżenia Polski o „imperializm”, który ma polegać na upartym dążeniu do odzyskania Wilna i Lwowa. Choć całostki sprzedawane były na prywatnym stoisku, sprawa wywołała na Litwie burzę („Świat Inflant” 2010, nr 6, s.5). Handlarzowi wytoczono proces sądowy, który przegrał i wyrzucono go z poczty. Przeniósł się jednak do sąsiedniego pasażu, gdzie nadal uprawia swój prowokacyjny proceder. (Skąd ma pieniądze na niebotyczny czynsz w tym eleganckim markecie?)
Ostatnio wydał kopertę przedstawiającą propozycję nowego eksponatu do Parku Bałwanów w Grucie (Grūtas), w którym zgromadzono właśnie dzieła propagandy komunistycznej, a całość otoczono łagrowym drutem kolczastym. Ma to być popiersie J. Piłsudskiego na cokole w formie słupa granicznego. Marszałek jest zarumieniony od wódki, po której butelka leży pod owym słupem. Biczem na naszą wielkopańskość ma być tym razem lapidarny podpis: „Pan Pilsudski”.
Mimo, że wyrok sądowy zakazuje sprzedaży tych całostek, handlarz nic sobie z tego nie robi, a zakazany towar trzyma w teczce, którą po dniu pracy przezornie zanosi do domu.
Nie znam intencji autora tych publikacji. Wnioskując z upowszechnianego przezeń katalogu pt. „Artykuły publicystyczne, ekslibrysy, koperty okolicznościowe” wnioskuję, że jest to jego glos, ale też głos całkiem niemałego środowiska litewskiego, w sprawie uzgodnienia ocen najnowszej historii. Od 1993 roku funkcjonuje bowiem polsko-litewska komisja ds. podręczników historii i geografii. Jej głównym i niełatwym zadaniem jest praca nad łagodzeniem treści litewskich podręczników, szczególnie w kontekście działań Armii Krajowej oraz osoby marszałka Józefa Piłsudskiego. W maju 2008 roku komisja przyjęła protokół zapowiadający rozpoczęcie prac nad wspólnym podręcznikiem do nauczania historii. Chce pogodzić, trochę jakby ogień z wodą, rozbieżne intencje państwotwórcze Litwy i Polski…
Dalekim echem w tej całej sprawie jest nasz, wciąż jeszcze objawiany, lekceważący stosunek do Bałtów. Gdy swego czasu stałem w kolejce na przejściu granicznym w Ogrodnikach, to „oderwany granatem od pługa”, co znać było na jego twarzy i w mowie, WOP- ista powiedział”- „Puszą się, a to tylko dwa, trzy województwa”. Tadeusz Zubiński przypomina, że „w okresie międzywojnia dla chłopskiej Litwy ówczesna Polska ze swoimi jagiellońskimi rojeniami, klasowym podziałem społecznym, kiepską organizacją życia gospodarczego i społecznego nie mogła być atrakcyjnym partnerem. Pamiętajmy, że utrzymywała się przepaść rozwoju cywilizacyjnego pomiędzy nami a trzema republikami bałtyjskimi. To ówczesna Estonia zajmowała pierwsze miejsce w liczbie studentów na 10 tysięcy mieszkańców w całej Europie, drugie miejsce należało do Łotwy. To Polacy, tysiącami udawali się za chlebem na pola buraczane i do chlewni łotewskich oraz do kopalń łupków bitumicznych w Estonii”.
Stefan Pastuszewski